W okresie międzywojennym i wcześniejszym, kamienice w śródmieściach dużych polskich miast były prawie wyłącznie prywatne. Właściciele wynajmowali w nich mieszkania o różnym standardzie, a posiadacze jednej kamienicy w niej właśnie mieszkali. Określony był zawsze gospodarz posesji i on dbał o wygląd budynku, klatek schodowych i podwórka. Bardzo często w jedno z mniejszych mieszkań posesji zajmował dozorca, który zatrudniony był do utrzymywania porządku, bez określonych godzin pracy – czysto i porządnie miało być i w dzień i w nocy. W wielkomiejskich podwórkach działały często sklepiki i małe przedsiębiorstwa, których właściciele wynajmowali tam siedziby. Wszystkie te okoliczności sprzyjały dąsaniu do utrzymywania pozytywnego wizerunku kamienic, zarówno właściciel, stróż, lokator, czy sklepikarz byli tam „u siebie” i adekwatnie do tego utrzymywali porządek i estetykę lokali i ich otoczenia. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy kamienice i całe posesje przeszły w ręce państwowe. Lokatorzy płacili grosze za mieszkanie, często do najcenniejszych architektonicznie kamienic wprowadzano bardzo nieciekawy element ludzki. Nikt nie czuł się tam jak u siebie, wszystko było wspólne, więc niczyje. Dewastacji uległy piękne klatki schodowe, a zadbane podwórka stały się obskurnymi, zaśmieconymi i brudnymi dziurami.